Opowiem wam dzisiaj o zlocie, o którym pisałam w poprzednim poście.
Zacznę od tego, że razem z moją siostrą pojechałyśmy do drugiego miasta, które było kiedyś dzielnicą w moim mieście. Autobus oczywiście się spóźnił jednak pocieszeniem było to, że był prawię pusty. Dojechałyśmy na miejsce i zaczęło się szukanie koło której fontanny jest ten zlot. Ok znalazłyśmy i się zaczął zlot. Zaczęłyśmy od tego, iż miałyśmy iść po jogurty ale oczywiście nie było. Poszłyśmy koło teatru polowego. Miałyśmy w planach tam nakręcić filmik ale plany się zmieniły i poszłyśmy na tzw. "słoneczną dolinę". Ile szłyśmy na nią nie jestem pewna, bo oczywiście zgubiłyśmy drogę, no ale doszłyśmy. Szykowałyśmy się do nagrywania filmików. Asia wymyślała już ujęcia i ustawiałyśmy się do nagrywania gdy... rozładował się aparat. Miałyśmy nagrywać telefonem no ale bez sensu.
^ słoneczna dolina
Poszłyśmy dalej nad jeziorko, które było rzekomo 'niedaleko'. Podczas drogi natknęłyśmy (i ciągle natykałyśmy) masę żab. (Uratowałyśmy taką jedną żabę haha ale to raczej schodzę nie na temat.) Gdy dotarłyśmy nad to jeziorko nasunęło się kolejne pytanie 'Jaka jest droga do domu?'. Pochodziłyśmy ale niczego nie nagrałyśmy. Chyba, że głupie filmiki też się liczą. Może na zdjęciu nie widać, ale były kaczki i duużo żab w jeziorku. Droga powrotna była długa i moje nogi dawały się we znaki ale dotarłyśmy do miasta (tej jakże ukochanej spalenizny samochodów i autobusów). Aby dojechać do domu musiałyśmy czekać 20 minut ale nareszcie mogłam usiąść i odpocząć.
Zlot był w 100 procentach udany. Chociaż niczego nie nagrałyśmy nie narzekam, bo było na prawdę fajnie:)